Player FM - Internet Radio Done Right
Checked 4M ago
추가했습니다 four 년 전
Krzysztof Wysocki에서 제공하는 콘텐츠입니다. 에피소드, 그래픽, 팟캐스트 설명을 포함한 모든 팟캐스트 콘텐츠는 Krzysztof Wysocki 또는 해당 팟캐스트 플랫폼 파트너가 직접 업로드하고 제공합니다. 누군가가 귀하의 허락 없이 귀하의 저작물을 사용하고 있다고 생각되는 경우 여기에 설명된 절차를 따르실 수 있습니다 https://ko.player.fm/legal.
Player FM -팟 캐스트 앱
Player FM 앱으로 오프라인으로 전환하세요!
Player FM 앱으로 오프라인으로 전환하세요!
들어볼 가치가 있는 팟캐스트
스폰서 후원
M
Mind The Business: Small Business Success Stories
![Mind The Business: Small Business Success Stories podcast artwork](https://cdn.player.fm/images/44159763/series/yvoDOHutf1eKJqQp/32.jpg 32w, https://cdn.player.fm/images/44159763/series/yvoDOHutf1eKJqQp/64.jpg 64w, https://cdn.player.fm/images/44159763/series/yvoDOHutf1eKJqQp/128.jpg 128w, https://cdn.player.fm/images/44159763/series/yvoDOHutf1eKJqQp/256.jpg 256w, https://cdn.player.fm/images/44159763/series/yvoDOHutf1eKJqQp/512.jpg 512w)
![Mind The Business: Small Business Success Stories podcast artwork](/static/images/64pixel.png)
1 The SB Starter Kit - Everything You Need or Need to Know to Get Your Business Off the Ground (Part 1) - Trademarks, Patents, LLCs and SCorps 35:28
35:28
나중에 재생
나중에 재생
리스트
좋아요
좋아요35:28![icon](https://imagehost.player.fm/icons/general/red-pin.svg)
Step one for starting a small business is often coming up with an exciting idea. But what is step two? Step three? Steps four through launch and beyond? On our second episode, and first iteration of our Small Business Starter Kit Series, Austin and Jannese visit The Candle Pour to chat with founders Misty and Dennis Akers . They’ll tell our hosts about how they got their business off the ground and about all the things that go with it: from incorporation to trademarks. Join us as they detail how they went from Grand Idea to Grand Opening. Learn more about how QuickBooks can help you grow your business: Quickbooks.com See omnystudio.com/listener for privacy information.…
BIZNES BEZ STRESU
모두 재생(하지 않음)으로 표시
Manage series 2909196
Krzysztof Wysocki에서 제공하는 콘텐츠입니다. 에피소드, 그래픽, 팟캐스트 설명을 포함한 모든 팟캐스트 콘텐츠는 Krzysztof Wysocki 또는 해당 팟캐스트 플랫폼 파트너가 직접 업로드하고 제공합니다. 누군가가 귀하의 허락 없이 귀하의 저작물을 사용하고 있다고 생각되는 경우 여기에 설명된 절차를 따르실 수 있습니다 https://ko.player.fm/legal.
Kiedyś zadałem sobie pytanie, co bym chciał robić, gdybym był jedynym człowiekiem żyjącym we wszechświecie. I zacząłem to robić. Teraz staram się rozpalać kreatywny płomień w sercach i umysłach innych ludzi. Przyłącz się do mnie, żeby poczuć ten żar twórczej wolności!
…
continue reading
31 에피소드
모두 재생(하지 않음)으로 표시
Manage series 2909196
Krzysztof Wysocki에서 제공하는 콘텐츠입니다. 에피소드, 그래픽, 팟캐스트 설명을 포함한 모든 팟캐스트 콘텐츠는 Krzysztof Wysocki 또는 해당 팟캐스트 플랫폼 파트너가 직접 업로드하고 제공합니다. 누군가가 귀하의 허락 없이 귀하의 저작물을 사용하고 있다고 생각되는 경우 여기에 설명된 절차를 따르실 수 있습니다 https://ko.player.fm/legal.
Kiedyś zadałem sobie pytanie, co bym chciał robić, gdybym był jedynym człowiekiem żyjącym we wszechświecie. I zacząłem to robić. Teraz staram się rozpalać kreatywny płomień w sercach i umysłach innych ludzi. Przyłącz się do mnie, żeby poczuć ten żar twórczej wolności!
…
continue reading
31 에피소드
모든 에피소드
×https://biznesbezstresu.pl/wp-content/uploads/2022/12/czerwonykapelusz-ikalanska-krzysztofwysocki-audiobook.mp3 Ika, główna bohaterka „Czerwonego kapelusza”, to dziewczyna, która całe swoje życie poświęciła i podporządkowała potrzebom innych. Ale zamiast odczuwać radość z tego faktu, czuje, że w jej życiu jej samej jest coraz mniej i mniej. Przełomowym momentem jest tygodniowy wyjazd wakacyjny do Międzyzdrojów, gdzie jedzie ze swoją sześcioletnią córeczką. Tam spotyka zupełnie nietuzinkowe postacie, dzięki którym zyskuje nową perspektywę, a przede wszystkim znajduje w sobie samej energię, żeby wziąć odpowiedzialność za własne życie. Jeżeli interesują Cię losy Iki, wejdź na stronę czerwonykapelusz.pl , gdzie zupełnie za darmo możesz odsłuchać audiobooka, którego specjalnie dla Ciebie nagrałam. Do usłyszenia. – Magdalena Kumorek Strona czerwonykapelusz.pl nie jest jedynym miejscem, gdzie znajdziesz darmowy audiobook. Został on również opublikowany jako odcinek podcastu Biznesu Bez Stresu, dzięki czemu jest dostępny w następujących miejscach: strona, na której jesteś; Apple Podcasts ; Empik Go ; Google Podcasts ; Spotify ; YouTube . Wysłuchaj i poczuj moc czerwonego kapelusza!…
Podcast Biznesu Bez Stresu jest dostępny w Apple Podcasts , Empik Go , Google Podcasts , Spotify oraz YouTube . https://biznesbezstresu.pl/wp-content/uploads/2020/12/bbs-0102-wielki-rejs-to-koniec.mp3 „Wielki rejs” to cykl czterech artykułów, w których przedstawiam cztery epizody z mojej „służby na pokładzie” WB Electronics – obecnie największej polskiej prywatnej firmy zbrojeniowej. Minęło już wystarczająco dużo czasu, żebym nabrał odpowiedniego dystansu do tych wydarzeń i mógł o nich opowiedzieć. Przeczytaj, jak to się wszystko zaczęło, jakich poświęceń wymagało i co czułem, kiedy po raz ostatni „schodziłem na ląd”. Dziś epizod czwarty pod tytułem: „TO KONIEC”. Miłej lektury! TO KONIEC Ożarów Mazowiecki Środa, 31 grudnia 2014 roku obsada PIOTR – twórca i prezes WB Electronics ADAM – współtwórca i wiceprezes WB Electronics KRZYSZTOF – „ten trzeci”, czyli ja Pracownicy WB Electronics * * * To koniec. Stoję z bronią w ręku i patrzę w swoje rozdwojone odbicie w szybie. Za oknem jest już ciemno, choć to dopiero czwarta po południu. Krople deszczu wszystko uniewyraźniają – nawet to, czego nie widać. Gdzieś tam, w nieprzeniknionym mroku ludzie szykują się na powitanie Nowego 2015 Roku. Z nowymi nadziejami, postanowieniami, a przede wszystkim z oczekiwaniem tej krótkiej chwili radości, że coś się zmienia. Na lepsze. Stoję więc z tą bronią i wiem, że już tu nie wrócę. Że pożegnam na zawsze ten pokój. Ciepły w zimie i niemiłosiernie gorący w lecie. Z ledwie widocznym zaciekiem w rogu na suficie i krową wytrwale przyglądającą się temu zaciekowi z obrazu wiszącego na przeciwległej ścianie. Zaraz spakuję swoje rzeczy osobiste do kartonowego pudła, wezmę to pudło pachę, wyjdę z pokoju i zamknę go na klucz. Potem pójdę pustym korytarzem skąpanym w zimnym, jarzeniowym świetle. Wszyscy już wyszli, żeby przygotować się do sylwestrowych szaleństw. Ale wcześniej zajrzeli do mnie, żeby przy ciasteczkach ostatni raz pogadać i się ze mną pożegnać. Wspaniały zespół, doskonali fachowcy, profesjonaliści w każdym calu, dla których nie ma rzeczy niemożliwych. A poza tym po prostu fajni ludzie, którzy na zawsze pozostaną w moim sercu i w mojej pamięci. Zejdę na pierwsze piętro, przemknę łącznikiem do drugiego budynku, znów schody, potem w lewo, minę kuchenkę i dotrę po raz ostatni do portierni, gdzie zdam klucz i niepotrzebną mi już przepustkę. Na chwilę zatrzymam się przed budynkiem, który tak życzliwie zaprosił mnie do środka dziewięć lat temu, i po raz ostatni powiem mu „do widzenia”. Tymczasem stoję z tą bronią przy oknie zadziwiony, że siedemnaście lat temu nie miałem odwagi wyobrazić sobie skali sukcesu przedsięwzięcia, do udziału w którym zaprosili mnie Piotr i Adam. To była wspaniała przygoda, ale ja w pewnym momencie poczułem potrzebę zmiany. Potrzebę silniejszą od zimnej kalkulacji, jakie przyszłe zyski i zaszczyty by mnie spotkały, gdybym pozostał na pokładzie. Na szczęście ta rozważna i romantyczna firma jest w doskonałej kondycji, więc nie czuję się szczurem opuszczającym tonącą łajbę, ale oficerem schodzącym na ląd z przeświadczeniem, że na mostku kapitańskim dzielnego okrętu pozostało dwóch wytrawnych wilków morskich. Dlaczego postanowiłem przerwać ten wspaniały rejs? Pomijając kwestie zdrowotne i rodzinne, podjąłem tę decyzję, ponieważ znam wartość słowa „wystarczy”. Słowa, które powstrzymuje nas od pogoni za tym, czego tak naprawdę nie potrzebujemy. Słowa, które daje szczęście i wolność. Słowa, które pozwala wyrwać się ze złotej klatki – co prawda pięknie błyszczącej w słońcu, dającej prestiż i budzącej powszechną zazdrość, ale też ciasnej, uwierającej swoimi zimnymi prętami i krępującej ruchy. Jeśli wyczerpało się twoje zainteresowanie jakimś biznesem, nie męcz siebie ani tego biznesu. Nie wyjdzie wam to na dobre. Ani twoim ludziom, dla których powinieneś być liderem, człowiekiem najbardziej ze wszystkich zaangażowanym, zmotywowanym i tryskającym entuzjazmem. Zamiast snuć się po firmie jak zombie, podejmij nowe wyzwanie i sprawdź się w innej dziedzinie. Zacznij robić to, co cię naprawdę kręci. Albo wyjedź na jakiś czas w Bieszczady, żeby nabrać dystansu. Napisz wiersz, skomponuj piosenkę albo zaprojektuj awangardowy zegar ścienny. Świat potrzebuje twojej pasji i kreatywności. W życiu warto skupiać się tylko na tym, co przynosi szczęście, jest mądre i użyteczne. Nie marnuj swojego czasu na „sukcesy”, które doprowadzają cię do rozpaczy. Stoję przed tym oknem i widzę, że odbijający się w szybie facet to rozumie. Lekko, jakby z aprobatą przechyla na bok swoją krótko ostrzyżoną głowę. Zupełnie tak jak ja. I nie muszę mu wyjaśniać, dlaczego odchodzę. Z perspektywy ostatniego dnia grudnia 2014 roku może się to wydawać niedorzeczne, ale jednym z najgorszych błędów, jaki możemy popełnić w życiu, jest ocenianie przeszłości przez pryzmat teraźniejszości. Wolno przenoszę wzrok na broń, którą trzymam w ręce. Broń to zbyt dużo powiedziane – to wiatrówka, którą dostałem w prezencie od moich współpracowników. Wspaniała niespodzianka. Za każdym razem, kiedy w przyszłości wezmę ją do ręki, poczuję ogromną wdzięczność, bo wiem, że nikt nie zmuszał ich do tego gestu. Sami się zorganizowali, urządzili burzę mózgów, kupili ten oryginalny upominek i wręczyli mi go podczas przedwigilijnego pożegnania, którego nigdy nie zapomnę. Uroczyste spotkania w ostatnim tygodniu przed Świętami Bożego Narodzenia to tradycja WB Electronics. Sala konferencyjna pęka wówczas w szwach, a Piotr krótko prezentuje najnowsze sukcesy spółki i składa wszystkim pracownikom oraz zaproszonym gościom serdeczne życzenia. Potem następuje skromny poczęstunek i jest okazja do pogadania z ludźmi, których na co dzień rzadko się widuje. Ale tydzień temu było inaczej. Po występie Piotra przyszedł czas na moje ostatnie pięć minut. Miałem przygotowane krótkie przemówienie, ale olbrzymie wzruszenie tak ścisnęło mi gardło, że z trudem je wygłosiłem. Bo choć słyszałem już śpiew syren wzywających mnie ku nowym wyzwaniom, zrobiło mi się strasznie smutno, że za kilka dni przestanę widywać większość tych twarzy, do których kierowałem swoje słowa. A wielu z nich zapewne nie zobaczę już nigdy. To przerażające, że w mojej pamięci stopniowo rozmyją się ich rysy i przestanę rozpoznawać ich głosy. Nie do miejsc się człowiek przywiązuje i nie do pracy, ale do ludzi. Czas znikać. W domu czeka na mnie rodzina. Stoję już tu znacznie dłużej, niż powinienem. Gaszę światło i wychodzę z pokoju. Zamykam drzwi, a kiedy przekręcam klucz, ciężki, metalowy numerek lekko uderza w nieskazitelnie gładką powierzchnię okleiny pod zamkiem i zostawia na niej prawie niedostrzegalny ślad. Oprócz niezliczonych podpisów na kartach dokumentacji technicznej i pod oficjalnymi pismami będzie to ostatni fizyczny ślad mojego istnienia w świecie WB. * * * UWAGA: pliki dźwiękowe mogą zawierać nieaktualne już informacje marketingowe.…
Podcast Biznesu Bez Stresu jest dostępny w Apple Podcasts , Empik Go , Google Podcasts , Spotify oraz YouTube . https://biznesbezstresu.pl/wp-content/uploads/2020/12/bbs-0101-wielki-rejs-pole-kapusty.mp3 „Wielki rejs” to cykl czterech artykułów, w których przedstawiam cztery epizody z mojej „służby na pokładzie” WB Electronics – obecnie największej polskiej prywatnej firmy zbrojeniowej. Minęło już wystarczająco dużo czasu, żebym nabrał odpowiedniego dystansu do tych wydarzeń i mógł o nich opowiedzieć. Przeczytaj, jak to się wszystko zaczęło, jakich poświęceń wymagało i co czułem, kiedy po raz ostatni „schodziłem na ląd”. Dziś epizod trzeci pod tytułem: „POLE KAPUSTY”. Miłej lektury! POLE KAPUSTY Tel Awiw Poniedziałek, 28 lutego 2005 roku obsada PIOTR – twórca i prezes WB Electronics ADAM – współtwórca i wiceprezes WB Electronics KRZYSZTOF – „ten trzeci”, czyli ja NIR – twórca izraelskiej firmy Top I Vision * * * Stoję na poboczu piaszczystej, nieuczęszczanej drogi. Za plecami mam zielone pole kapusty, a przede mną Nir rozciąga długą wytrzymałą gumę. Jeden jej koniec przymocował do kołka wbitego w ziemię, a drugi przyczepi do drona, który mimo że ma silnik, potrzebuje dodatkowego przyspieszenia, żeby wznieść się w powietrze. Nir jest szefem izraelskiej firmy, której technologia ma pomóc WB Electronics stać się liderem w branży bezzałogowych statków powietrznych. Wczoraj w nocy wylądowałem na lotnisku Ben Guriona, dotarłem do hotelu i nieco się zdrzemnąłem. Gdyby nie widok z balkonu na Morze Śródziemne, miałbym wrażenie, że jestem w Moskwie – cały personel hotelu rozmawia między sobą po rosyjsku, jakby wszyscy dopiero co wyemigrowali do Izraela. Przed podróżą uczestniczyłem w kilku spotkaniach w polskim Ministerstwie Obrony Narodowej. Po powrocie czekają mnie kolejne. Ustalenia, ustalenia, ustalenia. Niekończąca się litania żądań i wyśrubowanych parametrów, którym musi sprostać sprzęt dostarczany przez krajową firmę. Nikt na świecie nie ma tego, czego pragnęłaby polska armia. Będziemy więc dyskutować w nieskończoność, a wojsko w międzyczasie kupi w ramach Pilnej Potrzeby Operacyjnej zagraniczny sprzęt nie spełniający nawet połowy tych wyszukanych wymagań. Tymczasem stoję na tej polnej drodze gdzieś między Tel Awiwem a Jerozolimą. Nir odebrał mnie po śniadaniu z hotelu i przywiózł na to pustkowie. Naziemna stacja kontroli lotu została już uruchomiona i trwają ostatnie sprawdzenia łączności z dronem, który za minutę, może dwie uleci w powietrze. Wyjmuję aparat fotograficzny, żeby dokładnie uchwycić wszystkie szczegóły startu i – oby szczęśliwego – lądowania. Mam nadzieję, że to cudo nie spadnie nam na głowy. Samoloty bez pilota zrywają się czasem z radiowej smyczy, jakby marzyły o wyswobodzeniu się z ludzkiej niewoli. Choć to luty, w Izraelu jest ciepło, słonecznie i prawie bezwietrznie. Ponad dwadzieścia stopni na plusie. Iście lipcowa pogoda. Kiedy rano wychodziłem z hotelu, zobaczyłem drogowskaz kierujący żądnych atrakcji turystów do wypożyczalni sprzętu windsurfingowego. Jeszcze nigdy nie pływałem na desce po Morzu Śródziemnym i to w dodatku w zimie! Muszę koniecznie spróbować! Odkąd wypaliła się moja twórcza pasja i umarłem jako programista, zacząłem poświęcać mnóstwo czasu na windsurfing, bieganie i pływanie. Już nie pracuję po dwadzieścia dwie godziny na dobę. Wystarczą cztery, żebym nadal wnosił znaczący wkład w rozwój firmy. A kiedy wieje wiatr, prawie zawsze mogę wyjść z pracy o drugiej po południu i już po godzinie śmigać na desce po Jeziorze Zegrzyńskim. Co by jednak nie mówić, mimo upływu lat oraz całej tej wolności i beztroskiej przyjemności ślizgania się po falach, wciąż tęsknię za ogniem, który zgasł już w moim sercu i zamienił się w kopczyk szarego popiołu… Uważnie obserwuję, jak Nir mocuje koniec gumy do haka umieszczonego pod dziobem drona. To niepewny element tej konstrukcji. Podobno zdarza się, że guma nie wyczepia się po starcie i samolot z impetem uderza w ziemię. Ale wszyscy mamy nadzieję, że dziś nie przydarzy się takie nieszczęście. Zapisuję w notesie, że start za pomocą gumy jest kłopotliwy i zawodny. Wykorzystamy tę wiedzę, kiedy nasze drogi z firmą Nira się rozejdą i przystąpimy do budowania naszego FlyEye’a. Staram się zebrać jak najwięcej informacji – pytam o szczegóły konstrukcyjne płatowca, o funkcjonalność i sposób działania oprogramowania, o ludzi, którzy pracują przy projekcie, i o strukturę organizacyjną izraelskiej firmy. Nir też usiłuje dowiedzieć się wszystkiego o nas, o naszych zamierzeniach i możliwościach. Ale nie tylko to go interesuje. Kiedy przyjedzie ze współpracownikami do Polski, będzie namiętnie cykał zdjęcia, uwieczniając osoby oglądające ich sprzęt, a potem dopytywał się o nazwiska fotografowanych decydentów. Wątpię, żeby te informacje trafiały tylko do firmowego archiwum… Lina naciągnięta, dron bzyczy swoimi niewielkim silniczkiem jak komar albo bolid Formuły 1. Chwila napięcia i Nir wypuszcza go ze swojej ręki. Na szczęście wszystko idzie zgodnie z planem i samolot gwałtownie przyspiesza, wyczepia się i unosi wysoko nad naszymi głowami. Mam to! Udało mi się dokładnie uchwycić cały moment startu. Podchodzę do stacji kierowania lotem i obserwuję na jej ekranie obraz przesyłany na żywo ze stabilizowanej kamery bezpilotowca. Macham ręką i na zbliżeniu widzę, jak macham ręką. Dokładnie i bez żadnego opóźnienia. Patrzę w górę i z trudem lokalizuję położenie tego podniebnego szpiega. Nie widać go i nie słychać, gdy przelatuje kilkadziesiąt metrów nad naszymi głowami. Pytam, czy system potrafi podać dokładne współrzędne tego, co widzi. Nir odpowiada, że „już za chwileczkę, już za momencik” będą to mieli. Jak się później okaże, jego zapewnienia są w tym względzie przesadnie optymistyczne, żeby nie powiedzieć, iż mijają się całkowicie z prawdą. Kiedy pytam, czy transmisja danych jest szyfrowana, Nir zmienia temat i mówi: „Patrz, zaraz będzie lądował!”. Te z pozoru drobne, acz z punktu widzenia polskiej armii istotne niedopowiedzenia sprawią, że niebawem będziemy musieli zrezygnować z tej współpracy i sami dostarczyć satysfakcjonujący wojskowych produkt. SOFAR, bo tak w Polsce ochrzciliśmy tę izraelską konstrukcję, pójdzie do kosza, a w Gliwicach w firmie Flytronic narodzi się FlyEye. Z tymi nazwami produktów to też jest ciekawa sprawa. Kiedyś przeczytałem artykuł o badaniach marketingowych przeprowadzonych w branży motoryzacyjnej. Okazuje się, że ludziom najbardziej podobają się nazwy dwusylabowe, najlepiej pięcioliterowe. Są łatwe do zapamiętania i wydają się najsympatyczniejsze. Z tego powodu w ofercie Fiata znalazły się modele Punto, Bravo, Brava, Marea i Siena, a w ofercie Toyoty – Yaris i Auris. Pod wpływem tych rewelacji nasz system łączności wewnętrznej otrzymał nazwę FONET, izraelski dron stał się SOFARem, aerostat obserwacyjny – RUFUSem, a odpalarka do wieloprowadnicowych wyrzutni rakietowych – PALBĄ. Natomiast chwytliwa nazwa systemu kierowania ogniem TOPAZ nie powstała wbrew pozorom w dziale marketingu WB Electronics, tylko była kryptonimem nadanym projektowi przez Ministerstwo Obrony Narodowej. FlyEye będzie miał co prawda kłopotliwą lingwistycznie nazwę, ale wyposażymy go we wszystko, co Piotr wymarzył sobie wiele lat wcześniej, a Adam wizjonersko rozwinął. Bo myśl o bojowym zastosowaniu niewielkich, bezzałogowych platform latających pojawiła się w WB Electronics już na przełomie XX i XXI wieku, kiedy jeszcze niewiele osób miało dość wyobraźni, żeby dostrzec militarny potencjał w tych „modelarskich zabawkach”. W październiku 2003 roku uczestniczyłem w pierwszym biznesowym spotkaniu dotyczącym bezpilotowców i jestem pewien, że było ono pierwsze tylko dla mnie. Piotr zainteresował się tą tematyką znacznie wcześniej. Z wstępnych, krajowych przymiarek niestety nic nie wyszło. Sięgnęliśmy więc po izraelski produkt, który właśnie krąży nad moją głową. Dzięki niemu wiele się nauczymy. Dopiero te doświadczenia zaowocują stworzeniem własnej konstrukcji, która – tak jak kilka lat wcześniej system TOPAZ – wyprzedzi konkurencję i w 2010 roku wejdzie na wyposażenie polskich Wojsk Specjalnych. Śledzę lot schodzącego do lądowania, niewielkiego, szarego samolotu, na pokładzie którego nie ma żywej duszy. Nie wysuwa podwozia, bo go nie ma. Musi być lekki, żeby dał radę udźwignąć potężną baterię zasilającą silnik, skomplikowaną elektronikę i stabilizowaną głowicę obserwacyjną, która potrafi rejestrować obraz zarówno w dzień, jak i w nocy, zarówno w planie ogólnym, jak i w zbliżeniu. Patrzymy, jak jest coraz niżej i niżej, aż wreszcie wpada w zielone morze kapusty. Wydaje się, że zaraz wystawi z niej głowę niczym zając stający słupka. Ale nic takiego się nie dzieje. Nir idzie w kierunku miejsca upadku drona i po chwili uśmiechnięty wraca. Jestem trochę zdziwiony, bo samolot ma urwane skrzydło, ale okazuje się, że nie jest to uszkodzenie. Elementy płatowca rozłączają się w przypadku zbyt twardego lądowania. Naszego FlyEye’a też tak zaprojektujemy, jednak Adam wymyśli niezwykłą innowację, która odróżni polską konstrukcję od wszystkich innych. Kończący lot FlyEye będzie najpierw zrzucał na spadochronie ciężki moduł z baterią i głowicą obserwacyjną, żeby potem, szybując już bez napędu, precyzyjnie i delikatnie wylądować w pobliżu. Na dowolnym podłożu – niekoniecznie w zielonym polu kapusty. * * * Po dniu pełnym wrażeń jestem już z powrotem w hotelu. Poranny, lotniczy pokaz, wielogodzinne spotkanie w firmie Nira, biznesowy lunch i zwiedzanie Tel Awiwu z obowiązkowym przejazdem obok siedziby Mossadu zmęczyłyby każdego, ale ja nie mogę oprzeć się pokusie. Może jeszcze zdążę. Wybiegam z hotelu i mknę nabrzeżem w kierunku wypożyczalni sprzętu windsurfingowego. Zbliżając się, nie widzę jednak, żeby ktoś na czymkolwiek pływał. Czyżby było zamknięte? Na szczęście, kiedy jestem już na miejscu, ze stojącej nad wodą kanciapy wychyla się opalony mężczyzna. Jest nieco młodszy ode mnie i z szerokim uśmiechem wita mnie, jakbym był jakimś królem. Przynoszę mu w darze sens jego pracy. Sens, dla którego cały dzień dyżurował na tej opustoszałej plaży. Pewnie niewielu jest tu takich zapaleńców jak ja. Wszak to nabrzeże luksusowych hoteli, a nie spot windsurfingowy! Szybko dobijamy targu i już po chwili spełniam swoje marzenie. Pływam w lutym na desce z żaglem po Morzu Śródziemnym. A facet robi mi pamiątkowe zdjęcia w blasku zachodzącego słońca. To nic, że wiatr prawie nie wieje, a deska pamięta czasy wikingów. Nie o to przecież tutaj chodzi, co nie? * * * UWAGA: pliki dźwiękowe mogą zawierać nieaktualne już informacje marketingowe.…
Podcast Biznesu Bez Stresu jest dostępny w Apple Podcasts , Empik Go , Google Podcasts , Spotify oraz YouTube . https://biznesbezstresu.pl/wp-content/uploads/2020/12/bbs-0100-wielki-rejs-noce-i-dnie.mp3 „Wielki rejs” to cykl czterech artykułów, w których przedstawiam cztery epizody z mojej „służby na pokładzie” WB Electronics – obecnie największej polskiej prywatnej firmy zbrojeniowej. Minęło już wystarczająco dużo czasu, żebym nabrał odpowiedniego dystansu do tych wydarzeń i mógł o nich opowiedzieć. Przeczytaj, jak to się wszystko zaczęło, jakich poświęceń wymagało i co czułem, kiedy po raz ostatni „schodziłem na ląd”. Dziś epizod drugi pod tytułem: „NOCE I DNIE”. Miłej lektury! NOCE I DNIE Warszawa Czwartek, 23 listopada 2000 roku obsada PIOTR – twórca i prezes WB Electronics ADAM – współtwórca i wiceprezes WB Electronics KRZYSZTOF – „ten trzeci”, czyli ja PAWEŁ – mistrz programowania i Linuksa DAREK – mistrz programowania i marketingu ANDRZEJ – pierwszy artylerzysta WB Electronics * * * Budzik! Na pewno? Budzik! Przecież dopiero się położyłem! Budzik! Machinalnie wyciągam rękę i bezbłędnie trafiam palcem w przycisk drzemki, odraczając w ten sposób wykonanie kary bezwzględnego zakazu zamykania oczu. Jestem zmęczony, śmiertelnie zmęczony. Bez porównania bardziej niż wtedy, kiedy między drugą a czwartą nad ranem pełniłem wartę przy magazynie amunicji w Wyższej Szkole Oficerskiej Wojsk Łączności w Zegrzu. Trafiłem tam po studiach na Politechnice Warszawskiej. Chciałem, żeby armia zmieniła mnie z cywilnego wymoczka w odpornego na stres i niewygody wojownika. Takiego jak Winnetou! Nie broniłem się przed tym. Zgłosiłem się na ochotnika, kiedy moi rówieśnicy odwlekali zakończenie studiów. Albo załatwiali sobie lewe zwolnienia lekarskie, a potem z trwogą nasłuchiwali, czy do ich drzwi nie zastuka patrol wojskowy, żeby wyegzekwować od nich zaszczytny obowiązek obrony ojczyzny. Ta warta wryła mi się w pamięć bardziej niż nocne dokładanie węgla do kozy w wieloosobowym, wojskowym namiocie rozstawionym na przyprószonej śniegiem poligonowej polanie. Bardziej niż ból chłostanych mroźnym wiatrem, nieosłoniętych uszu podczas rozładunku węgla z wagonów na bocznicy kolejowej. To podczas tej warty pierwszy raz w życiu zasnąłem, idąc. Nagle obudziłem się z naładowanym ostrą amunicją kałachem na ramieniu, oparty o druciane ogrodzenie strzeżonego przeze mnie obiektu. Budzik! Już po szóstej? Do diabła! Trzeba wstawać, samo się nie zrobi. A już w poniedziałek oprogramowanie, nad którym pracuję od sześciu miesięcy, ma być gotowe do trzydniowych badań na poligonie w podwarszawskiej Wesołej. Ale przedtem jeszcze próba generalna. Jutro i pojutrze w udostępnionym przez wojsko baraku. Nie przebieram się – spałem w ubraniu. Dwie godziny temu położyłem się, żeby odpocząć. To dziwne, że mój organizm zapomniał o potrzebie snu. Dopóki pracuję, oczy mi się nie zamykają, tylko myśli coraz wolniej krążą w mojej głowie. Żeby dać jej wytchnienie, muszę się kłaść. Choćby na chwilę, zgodnie z zegarem na ścianie, bo mój zegar biologiczny już dawno wysiadł. O czwartej do łóżka, o szóstej pobudka. Pracuję w domu, żeby nie marnować czasu na dojazdy. Na parapecie stoją dwa niewielkie, zielone komputerki PC9600: jeden dla dowódcy działa, drugi dla wysuniętego obserwatora. Na podłodze – równie zielone – dwa laptopy BFC: jeden dla dowódcy dywizjonu, drugi dla dowódcy baterii. To najprostsza konfiguracja Zautomatyzowanego Zestawu Kierowania Ogniem (ZZKO) TOPAZ. Od tygodnia staram się ożywić ten sprzęt oprogramowaniem pisanym w języku C++. Dla relaksu, kiedy zaczyna parować mi mózg, skanuję papierowe mapy i dzielę je na kwadratowe fragmenty. Na ekranach wojskowych laptopów powstanie z nich cyfrowy podkład mapowy, na którym pojawią się symbole odzwierciedlające położenie wszystkich obiektów na polu walki. Praca nad TOPAZEM przypomina mi trochę pracę nad NAUKĄ JAZDY. Tam też samodzielnie tworzyłem kod, wymyślałem interfejs użytkownika i mozolnie opracowywałem grafikę. To był mój pierwszy programistyczny sukces. Napisana przeze mnie aplikacja dla komputerków ZX Spectrum wygrała ogólnopolski konkurs zorganizowany przez czasopismo RAZEM. Potem trafiła do sklepów i na bazary, przynosząc mi sławę i konkretne pieniądze. Ale przede wszystkim zapewniła mi poczucie własnej wartości oraz motywację do podejmowania kolejnych wyzwań. A teraz? Zdaję sobie sprawę, że teraz będzie inaczej. Choć pracuję znacznie ciężej niż wtedy, mój TOPAZ nie będzie sukcesem. Dlaczego? Ponieważ pół roku temu podjąłem się zadania niemożliwego. Miałem w sześć miesięcy stworzyć od zera system kierowania ogniem artylerii, nad którym przez wiele lat pracowało kilkunastu informatyków zatrudnionych w wojskowym instytucie badawczym. I miałem tego dokonać bez budżetu, bez zespołu i bez solidnego zaplecza merytorycznego. Ktoś potem powie, że była to misja kamikaze, a ktoś inny, że spieprzyłem sprawę i zrobiłby to o wiele lepiej. Budzik? Chyba przysnąłem. Dla pewności siadam na brzegu łóżka i zapalam światło. Co za ból! Niewyspane oczy pieką niemiłosiernie. Pięć lat temu wszystkim wydawało się, że oprogramowanie systemu kierowania ogniem jest już gotowe i do sukcesu brakuje tylko komputerów odpornych na ekstremalne warunki eksploatacji na polu walki. Ale kiedy my, prywaciarze, zrobiliśmy te komputery, okazało się, że wojskowe oprogramowanie działa tylko „w sensie informatycznym”. To znaczy daje się uruchomić, ale potem, po wciśnięciu dowolnego klawisza można zrobić dziesięć pompek, zanim coś się pojawi na ekranie. Towarzysz Gomułka skomentowałby to tak: „Gdybyśmy mieli komputery, to byśmy produkowali systemy, ale nie mamy oprogramowania”. W tej podbramkowej sytuacji artylerzyści przystali na propozycję WB Electronics, żeby zastąpić nieefektywnego potwora opracowywanego przez lata w zabytkowym języku FORTRAN całkowicie nowym kodem napisanym w C++. Zupełnie jakby jakiś startupowy duch nagle natchnął decydentów, zainspirował ich do radykalnego działania i wzbudził w nich podziwu godną odwagę i bezkompromisowość. A może to był tylko akt desperacji? Wstaję i idę do kuchni. Wstawiam wodę, w pośpiechu zjadam dwie kromki chleba, zalewam herbatę i wracam z nią do komputerów. Nie tracę cennych minut na toaletę – przecież nigdzie nie wychodzę, a dla żony i dzieci i tak nie mam czasu. Chyba przez ostatnie tygodnie nie byłem dla nich zbyt miły. Omijają mnie szerokim łukiem jak jakiegoś menela w parku, ale czuję, a przynajmniej mam taką nadzieję, że chcieliby mi jakoś pomóc. Tylko nie wiedzą jak. Ja też nie wiem. I jestem sam. To znaczy niezupełnie. W firmie nad modułami transmisji danych pracuje Paweł – jedna z największych gwiazd polskiej informatyki. Jakiś czas temu przyszedł do naszej niewielkiej, garażowej firmy z jednego ze światowych koncernów. To, że udało nam się go pozyskać, to prawdziwy cud. Dar niebios. Transfer stulecia! Paweł nie zna się jeszcze na artylerii, a ja nie mam czasu przekazywać mu wiedzy, którą sam z trudem na bieżąco zdobywam. Być może to błąd, a może po prostu nie da się w sześć miesięcy jednocześnie stworzyć zespołu i napisać tak obszernego systemu informatycznego, startując z punktu ZERO. To znaczy z punktu, w którym nie tylko nie ma nic, ale nawet nie wiadomo, co dokładnie powinno być. Bo jeśli myślisz, że jako cywil możesz pójść do biblioteki i wypożyczyć podręcznik do artylerii, to się grubo mylisz. To jest w Polsce pilnie strzeżoną tajemnicą, do której dostęp mają tylko wybrani. Musisz więc ją od nich wyszarpywać. Na szczęście internet daje ci nieograniczony dostęp do aktualnych instrukcji i podręczników US Army. Ach, ci lekkomyślni Amerykanie – zawsze się wygadają. Wdrożenie nowej osoby do pracy w zespole wymaga czasu, zrobienia kilku kroków w tył, żeby potem móc z impetem pobiec do przodu. Ale ja nie mam tego czasu. Nie mogę się zatrzymywać, ani tym bardziej cofać. Muszę biec co sił, nie oglądając się za siebie, choć wiem, że na mecie nikt nie będzie wiwatował. Cóż, niech gwiżdżą. Nawet informatyczna Irena Szewińska nie wygrałaby tego biegu. Mój komputer już wstał. Odpalam potężne środowisko programistyczne Borland C++ i zaglądam do pliku z rzeczami do zrobienia. Ręce opadają. Po sześciu miesiącach pracy działa zaledwie kilkanaście procent funkcjonalności. Ale jest to funkcjonalność wystarczająca do wykonania podstawowego zadania ogniowego. Powoli robi się jasno. Dziś, w ostatnim dniu tej walki nic już nie dodaję. Wstawiam tylko atrapy w miejscach, do których komisja sprawdzająca ten złożony system może zajrzeć jedynie przez przypadek. Ale mam nadzieję, że nie zajrzy. Brzydzę się tym. I się tego wstydzę. Nie jestem Steve’em Jobsem, który za kilka lat, podczas prezentacji iPhone’a, będzie bez zażenowania demonstrował równie niekompletny produkt. Większość aplikacji, które pokaże na ekranie urządzenia, będzie tylko zaślepkami – statycznymi ilustracjami udającymi to, czego jeszcze nie ma. Będzie musiał nauczyć się na pamięć kolejności ich wyświetlania, żeby system kompromitująco nie zawiesił się podczas uroczystej premiery urządzenia. Ale poradzi sobie z tym spacerem po linie zawieszonej nad przepaścią. To człowiek, który bez zmrużenia oka i wyrzutów sumienia potrafi magicznie odkształcić rzeczywistość. Ja tak nie umiem. Godzina mija za godziną, a ja pracowicie zaklejam dziury w oprogramowaniu tymi tymczasowymi, paskudnie gustownymi łatami. Na co liczę? Że się uda? To nie w moim stylu – nie w stylu prymusika zawsze przygotowanego do każdego sprawdzianu. No może z wyjątkiem klasówek z historii. To nie będzie piękna katastrofa, Greku Zorbo. Będzie żałosna, ale nie mam wyjścia – słowo się rzekło, kobyłka u płota. Jeszcze nie wiem, że ten kryzys nie pójdzie na marne. Choć moje oprogramowanie, zamiast być docelowym produktem, jest jedynie demonstratorem posiadającym tylko podstawową funkcjonalność, Piotr dzięki swojej reputacji i sile perswazji przekona artylerzystów, że na końcu tunelu widać jakieś światełko. Że ten nasz sklecony naprędce demonstrator jest i tak o niebo lepszy od poprzedniego systemu. Bo tu coś działa. COKOLWIEK! I wreszcie dostaniemy wsparcie merytoryczne oraz drugą szansę, której już nie zaprzepaścimy. Otrzymamy wielki kredyt zaufania. Jak wielki? Olbrzymi! Na przykład podczas jednego z następnych testów TOPAZa szef artyleryjsko-ministerialnej komisji powie swoim nastawionym sceptycznie podwładnym: „Nie lubię komentarzy. Mogę najwyżej opierdolić, jak ktoś źle komentuje!”. To już druga? Coś jem, ale bardziej z rozsądku niż z potrzeby. Stres, frustracja i przepracowanie uruchamiają jakieś ukryte rezerwy w ludzkim organizmie. Ze zdziwieniem zauważam, że na krótką metę mogę nie jeść i nie spać, choć po latach ze zdwojoną siłą odczuję konsekwencje tej jazdy po bandzie. Ale to drobiazg. Bo najgorsze jest to, że po tym biegu bez nadziei, po podjęciu wyzwania wielokrotnie przekraczającego moje możliwości i dostępne środki, umrę. Nie, nie dosłownie, biologicznie, ale profesjonalnie. Już nigdy nie napiszę żadnej znaczącej linii kodu, a moje programistyczne poczucie własnej wartości, które tak pięknie rozkwitło kilkanaście lat temu po sukcesie gry NAUKA JAZDY, runie jak domek z kart. Czasami staczasz się w życiu na dno wąwozu i masz nadzieję wydostać się z niego tą samą drogą, którą spadałeś. Daremny trud. To tak nie działa. Nie wrócisz na powierzchnię w to samo miejsce. Żeby się uratować musisz znaleźć inne wyjście. Być może doprowadzi cię ono do lepszej rzeczywistości, a może do gorszej, lecz na pewno już nie do tej samej. Ale idź, idź przez ciemność do przodu… Powoli zapada zmrok. Już tylko miesiąc do najkrótszego dnia w roku. Przygotowuję ostateczną wersję oprogramowania i nagrywam ją dla bezpieczeństwa na dyskietki. A potem na karty pamięci, z których odczytają ją wojskowe komputery. Jeszcze raz sprawdzam działanie tego skromnego szkieletu funkcjonalności, który udało mi się stworzyć. Jestem wysuniętym obserwatorem. Wprowadzam do komputera współrzędne celu, który znalazł się w zasięgu mojego dalmierza laserowego. Na cyfrowej mapie pojawia się czerwony, złowrogi symbol. Podchodzę do drugiego komputera. Staję się teraz dowódcą dywizjonu i wydaję rozkaz zniszczenia celu. Samobieżne haubice 2S1 Goździk zgłaszają gotowość, otrzymują nastawy do strzelania i oddają salwę. Wracam na stanowisko wysuniętego obserwatora i widzę brunatne pióropusze wybuchów. Pociski nie dosięgły celu – upadły o dwieście metrów za blisko. Przesyłam komunikat ze współrzędnymi wybuchów, a system automatycznie przelicza poprawki dla dział. Druga salwa jest już bezbłędna. Obraca cel w perzynę. To wszystko dzieje się w mojej małej pracowni, w której od wielu dni siedzę jak pustelnik. Mam zatem gotowe oprogramowanie. Na tyle, na ile może być gotowe. Otwieram więc edytor tekstu i piszę skróconą instrukcję obsługi. A właściwie dwustronicową ulotkę, którą rozdamy operatorom, żeby podczas testu mogli wykonać podstawowe zadania artyleryjskie. Ta tymczasowa instrukcja jest taka krótka z dwóch powodów: Po pierwsze interfejs użytkownika, który wymyśliłem, choć nie tak intuicyjny jak klikanie myszą po ekranie, zapewnia wywołanie każdej funkcji po wprowadzeniu czterocyfrowego kodu. Wystarczy tydzień treningu i operatorzy będą obsługiwali TOPAZa z zamkniętymi oczami. Po drugie oprogramowanie jest niekompletne. Opisuję tylko te elementy, które w tej chwili działają. To bardzo skromny zestaw. W innym dokumencie, który opracuję po zakończeniu testów, umieszczę pełny katalog funkcji wraz z informacją o zaawansowaniu prac nad poszczególnymi modułami. W większości niewielkim. Ten katalog stanie się w przyszłości „przewodnikiem dla projektanta” nowej wersji naszego systemu. Piotr wyrzuci do kosza te moje czterocyfrowe kody i naszkicuje całkowicie nową koncepcję interfejsu użytkownika. Bardziej strawną dla początkujących operatorów. Oprócz tego zdecyduje wreszcie o zwiększeniu budżetu projektu, co pozwoli na zwerbowanie dodatkowych sił. Doświadczony informatyk Darek stworzy z Pawłem znakomity duet programistyczny, a artylerzysta Andrzej zapewni naszej firmie tak pożądaną wiedzę z zakresu dowodzenia pododdziałami artylerii. A ja? Choć nie dotknę już nigdy kodu TOPAZa, nie zmarnuję tego, czego z takim trudem się nauczyłem. Zostanę łącznikiem merytorycznym między artylerzystami a naszym powiększonym zespołem. Na comiesięcznych spotkaniach będę prezentował wojskowej komisji postępy naszych prac. Jej członkowie docenią, że nie jestem pacyfistą, który nienawidzi armii i który ukrywał się przed nią po studiach, ale szanującym ich starszym kapralem podchorążym. Choć teraz mam wrażenie, że bagno, w które sam wszedłem, zaraz mnie pochłonie, to kiedyś zrozumiem, że trzeba było być gotowym na nadzwyczajne wyrzeczenia, żeby przedostać się na drugi brzeg. I że nie tylko ja poświęciłem wiele, żeby osiągnąć ten cel. Zapada noc. Wyłączam komputery i kładę się spać. * * * UWAGA: pliki dźwiękowe mogą zawierać nieaktualne już informacje marketingowe.…
Podcast Biznesu Bez Stresu jest dostępny w Apple Podcasts , Empik Go , Google Podcasts , Spotify oraz YouTube . https://biznesbezstresu.pl/wp-content/uploads/2020/12/bbs-0099-wielki-rejs-to-poczatek.mp3 „Wielki rejs” to cykl czterech artykułów, w których przedstawiam cztery epizody z mojej „służby na pokładzie” WB Electronics – obecnie największej polskiej prywatnej firmy zbrojeniowej. Minęło już wystarczająco dużo czasu, żebym nabrał odpowiedniego dystansu do tych wydarzeń i mógł o nich opowiedzieć. Przeczytaj, jak to się wszystko zaczęło, jakich poświęceń wymagało i co czułem, kiedy po raz ostatni „schodziłem na ląd”. Dziś epizod pierwszy pod tytułem: „TO POCZĄTEK”. Miłej lektury! TO POCZĄTEK Warszawa Niedziela, 21 grudnia 1997 roku obsada PIOTR – twórca i prezes WB Electronics ADAM – współtwórca i wiceprezes WB Electronics KRZYSZTOF – „ten trzeci”, czyli ja * * * – OK – mówi Adam i patrzy mi prosto w oczy. – Dziękuję – odpowiadam i uśmiecham się z wdzięcznością, że tak wielkodusznie rozbroił piorun kulisty, który przed chwilą wpuściłem do tego niewielkiego pokoju na poddaszu domu na warszawskiej Ochocie. Jesteśmy tu we trzech: Piotr, Adam i ja – Krzysztof, czyli PAKa „spiskowców”. Sprowadziła nas tu wiara, że zmienimy… może nie świat, ale przynajmniej kształt polskiego przemysłu obronnego. To nie jest przekonanie ani pewność, tylko właśnie głęboka wiara, bo równie dobrze zamiast odnieść sukces możemy zostać pożarci przez zabetonowane struktury państwowych molochów zbrojeniowych. Molochów obrośniętych z każdej strony lobbystycznymi pnączami i pokrytych gęstą pajęczyną interesów. Znam doskonale to poddasze. Przez ostatnie dwa lata bywałem tu bardzo często. Korzystając z gościny, doświadczenia, wiedzy i nowoczesnego oscyloskopu Adama, w tych „garażowych” warunkach konstruowałem pierwszy polski przenośny komputer wojskowy – ważny element Zautomatyzowanego Zestawu Kierowania Ogniem (ZZKO) TOPAZ. Jeszcze nie zdajemy sobie sprawy, że tego, czego się podjęliśmy, nie da się zrobić. Przynajmniej inni tak myślą. Nawet Amerykanie są „w lesie” ze swoim, od lat opracowywanym systemem AFATDS. Dzięki tej naszej nieświadomości połączonej z ogromnym zapałem już niebawem wyprzedzimy wszystkich, a polska artyleria wkroczy w nowe tysiąclecie, dysponując najskuteczniejszym systemem namierzania celów i obliczania nastaw do strzelania. Gdyby moja żona mi nie ufała, podejrzewałaby pewnie, że mam kochankę. Ale mi ufa i wie, że przez te kilka lat wymykałem się wieczorami z domu tylko po to, żeby korzystać z pomocy Adama – inżyniera potrafiącego z niezwykłą biegłością odnaleźć na ekranie oscyloskopu każdy zabłąkany bit. Tak, przyznaję szczerze, że zdarzało mi się gubić bity. Czasem gdzieś na magistrali łączącej procesor z pamięcią, a czasem w pobliżu układów wejścia-wyjścia. A taki jeden zaginiony bit może być groźniejszy dla komputera, niż wirus dla człowieka. Żaden respirator tu nie pomoże. Potrzebny jest cud zmartwychwstania, czyli wyłączenie i ponowne włączenie urządzenia. Problem w tym, że po powrocie do żywych, komputer nie pamięta, co mu zaszkodziło, więc na takie złośliwe bity trzeba cierpliwie zastawiać pułapki. To poddasze było więc areną i świadkiem wielu naszych polowań. Ja naganiałem bity, pisząc odpowiednie programy testowe, a Adam zręcznie wyłapywał je za pomocą oscyloskopu. A teraz siedzimy w tym niewielkim pokoju we trzech i przeżuwamy w myślach to, co się stało. Przed chwilą dokonał się ostatni akt negocjacji i nastąpiła drobna korekta podziału skóry na niedźwiedziu, który na razie jest malutkim niedźwiadkiem. A raczej jego nieucieleśnioną intencją. Pojutrze, we wtorek 23 grudnia 1997 roku, warszawski notariusz Piotr Maciejko przekształci tę naszą intencję w oficjalny akt umowy spółki. Nie powiemy mu, że przed wejściem do jego kancelarii jeden z nas wdepnął w psią kupę i że uznaliśmy to za dobry omen. To za namową Adama Piotr zdecydował, że „będzie nas trzech, w każdym z nas inna krew, ale jeden przyświeci nam cel: za kilka lat mieć u stóp cały świat, wszystkiego w bród”. Dwa lata wcześniej Adam zarekomendował mnie Piotrowi jako fachowca, przed którym architektura komputerów zgodnych z IBM PC nie ma żadnych tajemnic. Znał mnie od bardzo dawna i nieraz mieliśmy okazję współpracować. Firma Piotra – WG Electronics z powodzeniem zajmowała się produkcją urządzeń przeznaczonymi dla inżynierów elektroników. Ale w pewnym momencie dostrzegł on potencjał polskiego rynku zbrojeniowego, otwierającego się właśnie na niepaństwowych, krajowych dostawców. Uruchomił więc wstępne prace konstruktorskie, jednak szybko okazało się, że produkcja wojskowa wymaga oddzielenia od cywilnego żywiołu. Nadszedł zatem czas powołania do życia nowego podmiotu, który wziąłby na cel tę wymagającą branżę. Cofam taśmę rzeczywistości o trzydzieści sekund, a może o minutę – nie wiem, w takich chwilach czas zatrzymuje się w bezruchu albo pędzi z niewiarygodną prędkością. Piotr przedstawia mi następującą ofertę: – Krzysztof, Proponujemy ci piętnaście procent udziałów w WB Electronics. – A wy? – pytam, nie odrywając wzroku od koliście pomarszczonej tafli herbaty w mojej filiżance. – Ja chcę mieć pięćdziesiąt jeden procent, a Adam trzydzieści cztery – mówi Piotr i milknie, czekając na moją reakcję. Wydaje się, że wszystko jest już ustalone – to przecież znakomita propozycja! Bardzo dobrze odzwierciedla zarówno dotychczasowy, jak i przewidywany wkład każdego z nas w sukces przedsięwzięcia. Bez dwóch zdań nadaje się do natychmiastowej akceptacji, żeby przypadkiem nie została wycofana. Ale w tym momencie na lewym ramieniu siada mi diabeł i zaczyna kusić: „Poproś o więcej, poproś o więcej”. Mówię więc: – Dzięki, że doceniliście moje dotychczasowe zaangażowanie oraz wiedzę i potencjał, którymi dysponuję, ale czy mogłoby to być szesnaście, a nie piętnaście procent? Jestem informatykiem i dla mnie szesnaście jest bardziej okrągłą liczbą niż piętnaście. To właśnie te słowa, ten mój beznadziejnie głupi argument negocjacyjny tak elektryzuje spokojną dotąd atmosferę w pokoju. Ciche tykanie zegara odmierza kolejne sekundy. Piotr patrzy stanowczo na Adama: – Ja chcę mieć pięćdziesiąt jeden procent – powtarza i dodaje: – Jak wy się podzielicie, to wasza sprawa. Nie wiem dlaczego w tym momencie staje mi przed oczami scena sprzed kilkunastu lat. Siedzę za kierownicą motorówki, która niespiesznie posuwa się do przodu. Oglądam się do tyłu i obserwuję, jak przyczepiona do rufy lina unosi się na powierzchni jeziora i powoli prostuje. Kiedy jest już naprężona, dodaję gazu. Przesuwam manetkę do oporu, a radziecki silnik Wicher 30 błyskawicznie wchodzi na obroty i łódź nabiera prędkości. Na końcu liny Adam powoli wynurza się z wody. To jego trzeci start. Ucząc się pływać na nartach wodnych, każdy musi podjąć trzy próby. Za pierwszym razem robi „perkoza” do przodu, bo nie spodziewa się, że motorówka ma tyle siły. Za drugim – upada do tyłu, ponieważ usiłuje zrównoważyć moc motorówki, ale zaskakuje go poślizg, jakiego dostają narty po wyjściu na powierzchnię. Dopiero za trzecim razem jest szansa na sukces. I Adam ten sukces odnosi. Kapitał zakładowy WB Electronics ma wynosić pięć tysięcy złotych – to minimum wyznaczone przez polskie przepisy. Dopiero dwa lata później zostanie podwyższony do pięćdziesięciu, a potem do pięciuset tysięcy. Ale w ten grudniowy wieczór jeden procent, o który proszę, to tylko pięćdziesiąt złotych. Czy jego wartość kiedykolwiek wzrośnie, tego nie wie nikt. Możemy mieć tylko wiarę i nadzieję. Z pewnością ułatwia to Adamowi zaakceptowanie mojej propozycji i przekazanie mi jednego procenta ze swojej puli. Ale jest jeszcze coś. Adam, jak na doświadczonego przedsiębiorcę przystało, dysponuje jedną z najważniejszych cech, która odróżnia człowieka sukcesu od nieudacznika. Tą cechą jest taktyczna elastyczność. Niektórzy ludzie na każdym kroku usiłują postawić na swoim. Nie są zdolni do drobnych ustępstw i poświęceń w drodze na szczyt. Jedni nie potrafią właściwie oceniać wagi poszczególnych spraw i wszystkie wydają im się kwestią życia i śmierci. Inni muszą karmić swoje ego, które jak Hitler albo Stalin bez przerwy wrzeszczy im do ucha: „Ani kroku w tył!”. A przecież czasem trzeba zrobić kilka kroków w tył, żeby z impetem pokonać przeszkodę. Na szczęście oprócz nas trzech w pokoju na poddaszu nie ma żadnego dyktatora, więc Adam może rozładować atmosferę, zgadzając się na moją niedorzeczną propozycję. A może i nie niedorzeczną? W końcu moja wiedza i doświadczenie, zaangażowanie i lojalność oraz zdolność do kończenia tego, co zacząłem, są świetną inwestycją zarówno dla firmy, jak i Piotra i Adama. Znacznie cenniejszą od tego jednego procenta. Po prostu jestem potrzebny! Wszyscy jesteśmy potrzebni: Piotr ze swoją niezwykłą intuicją i umiejętnością zjednywania sobie ludzi, Adam z technologicznym wizjonerstwem i zdolnością do zarażania najbłyskotliwszych inżynierów swoimi ideami i ja – lojalny, akuratny perfekcjonista gotowy stawić czoła zarówno wyzwaniom technicznym, jak i biurokratycznym. Siłą każdego startupu jest różnorodność. To ważne. Dla dobra firmy założyciele muszą wzajemnie cenić swoją odmienność, uzupełniać swoje słabości i wykorzystywać supermoce, którymi dysponują. Tak, tu wcale nie chodzi o sprytną sztuczkę negocjacyjną, manipulację czy stworzenie fałszywego obrazu rzeczywistości. Sama propozycja nie jest wszak niedorzeczna, tylko jej uzasadnienie zaskakuje wszystkich – nawet mnie. Ale to nie ma znaczenia. Tutaj popyt ma randkę z podażą. Pożądane przez kupującego dobro leży na wyciągnięcie ręki, więc nieznaczny wzrost ceny nie jest w stanie zmniejszyć jego determinacji. A co z tego wyniknie w przyszłości? Któż to może wiedzieć! – OK – mówi Adam i patrzy mi prosto w oczy. – Dziękuję – odpowiadam i uśmiecham się z wdzięcznością. * * * UWAGA: pliki dźwiękowe mogą zawierać nieaktualne już informacje marketingowe.…
Podcast Biznesu Bez Stresu jest dostępny w Apple Podcasts , Empik Go , Google Podcasts , Spotify oraz YouTube . https://biznesbezstresu.pl/wp-content/uploads/2020/11/bbs-0093-teraz-twoja-kolej.mp3 Trzynasty, ostatni odcinek audiobooka „Teraz! Jak już dziś zmienić jutro?”. UWAGA: pliki dźwiękowe mogą zawierać nieaktualne już informacje marketingowe.…
Podcast Biznesu Bez Stresu jest dostępny w Apple Podcasts , Empik Go , Google Podcasts , Spotify oraz YouTube . https://biznesbezstresu.pl/wp-content/uploads/2020/11/bbs-0092-teraz-w-twojej-firmie.mp3 Dwunasty odcinek audiobooka „Teraz! Jak już dziś zmienić jutro?”. UWAGA: pliki dźwiękowe mogą zawierać nieaktualne już informacje marketingowe.…
Podcast Biznesu Bez Stresu jest dostępny w Apple Podcasts , Empik Go , Google Podcasts , Spotify oraz YouTube . https://biznesbezstresu.pl/wp-content/uploads/2020/11/bbs-0091-teraz-w-twoim-zwiazku.mp3 Jedenasty odcinek audiobooka „Teraz! Jak już dziś zmienić jutro?”. UWAGA: pliki dźwiękowe mogą zawierać nieaktualne już informacje marketingowe.…
Podcast Biznesu Bez Stresu jest dostępny w Apple Podcasts , Empik Go , Google Podcasts , Spotify oraz YouTube . https://biznesbezstresu.pl/wp-content/uploads/2020/11/bbs-0090-teraz-w-twoim-domu.mp3 Dziesiąty odcinek audiobooka „Teraz! Jak już dziś zmienić jutro?”. UWAGA: pliki dźwiękowe mogą zawierać nieaktualne już informacje marketingowe.…
Podcast Biznesu Bez Stresu jest dostępny w Apple Podcasts , Empik Go , Google Podcasts , Spotify oraz YouTube . https://biznesbezstresu.pl/wp-content/uploads/2020/11/bbs-0089-teraz-w-twojej-pracy.mp3 Dziewiąty odcinek audiobooka „Teraz! Jak już dziś zmienić jutro?”. UWAGA: pliki dźwiękowe mogą zawierać nieaktualne już informacje marketingowe.…
Podcast Biznesu Bez Stresu jest dostępny w Apple Podcasts , Empik Go , Google Podcasts , Spotify oraz YouTube . https://biznesbezstresu.pl/wp-content/uploads/2020/11/bbs-0088-teraz-w-twojej-szkole.mp3 Ósmy odcinek audiobooka „Teraz! Jak już dziś zmienić jutro?”. UWAGA: pliki dźwiękowe mogą zawierać nieaktualne już informacje marketingowe.…
Podcast Biznesu Bez Stresu jest dostępny w Apple Podcasts , Empik Go , Google Podcasts , Spotify oraz YouTube . https://biznesbezstresu.pl/wp-content/uploads/2020/11/bbs-0087-teraz-przyszlosc.mp3 Siódmy odcinek audiobooka „Teraz! Jak już dziś zmienić jutro?”. UWAGA: pliki dźwiękowe mogą zawierać nieaktualne już informacje marketingowe.…
Podcast Biznesu Bez Stresu jest dostępny w Apple Podcasts , Empik Go , Google Podcasts , Spotify oraz YouTube . https://biznesbezstresu.pl/wp-content/uploads/2020/11/bbs-0086-teraz-wybor-i-plan.mp3 Szósty odcinek audiobooka „Teraz! Jak już dziś zmienić jutro?”. UWAGA: pliki dźwiękowe mogą zawierać nieaktualne już informacje marketingowe.…
Podcast Biznesu Bez Stresu jest dostępny w Apple Podcasts , Empik Go , Google Podcasts , Spotify oraz YouTube . https://biznesbezstresu.pl/wp-content/uploads/2020/11/bbs-0085-teraz-nawyki-i-rytualy.mp3 Piąty odcinek audiobooka „Teraz! Jak już dziś zmienić jutro?”. UWAGA: pliki dźwiękowe mogą zawierać nieaktualne już informacje marketingowe.…
Podcast Biznesu Bez Stresu jest dostępny w Apple Podcasts , Empik Go , Google Podcasts , Spotify oraz YouTube . https://biznesbezstresu.pl/wp-content/uploads/2020/11/bbs-0084-teraz-ty.mp3 Czwarty odcinek audiobooka „Teraz! Jak już dziś zmienić jutro?”. UWAGA: pliki dźwiękowe mogą zawierać nieaktualne już informacje marketingowe.…
플레이어 FM에 오신것을 환영합니다!
플레이어 FM은 웹에서 고품질 팟캐스트를 검색하여 지금 바로 즐길 수 있도록 합니다. 최고의 팟캐스트 앱이며 Android, iPhone 및 웹에서도 작동합니다. 장치 간 구독 동기화를 위해 가입하세요.